Wielkie nadzieje związane z rozpoczynającym się w dniu dzisiejszym turniejem Młodzieżowych Mistrzostw Europy w kategorii do lat 21 zostały brutalnie zweryfikowane przez reprezentację Słowacji. Polska przystępowała w roli gospodarza, w mediach wielka euforia, balonik nadmuchany, typowa polska mentalność chciałoby się powiedzieć. Coś do czego polscy fani zostali przyzwyczajeni przed erą Adama Nawałki. Na ten moment wychodzi, że reprezentacja Marcina Dorny podąża schematem utartym przez lata przez reprezentacje dorosłe dowodzone przez Jerzego Engela, Pawła Janasa, Leo Beenhakera czy Frnaciszka Smudę. Pierwszy mecz otwarcia, drugi o wszystko, a trzeci o honor… Nie chcemy by ten schemat się powtórzył podczas tegorocznych młodzieżowych mistrzostw Europy, ale niestety margines błędu został wyczerpany w dniu dzisiejszym po porażce ze Słowacją w stosunku 1:2. Przed Polakami trudna sytuacja, ale dopóki piłka w grze…
Polska – Słowacja 1:2
Dorna nie mógł skorzystać z zawieszonego za kartki Dawida Kownackiego, w ataku zatem zagrał Mariusz Stępiński, a na „10” wystawiony do składu został Patryk Lipski. Decyzja selekcjonera okazała się strzałem w dziesiątkę notabene. To właśnie Patryk Lipski otworzył wynik spotkania strzałem głową już w 1 minucie po dośrodkowaniu Tomasza Kędziory. Mecz lepiej nie mógł się zacząć. Kiedy wchodzisz w turniej prowadzeniem musisz zyskać pozytywnego kopa i tzw. „Powera”. Niestety prowadzenie 1-0 na piłkarzy reprezentacji u-21 podziałało źle. To Słowacja jakby nigdy nic przejęła kontrolę nad meczem, przeważała, grała piłką i tworzyła sytuację. Plan taktyczny nakreślony przez Pavla Hapala wdrażany był w życie skutecznie. Słowacy nie przestraszyli się presji i grali swoje. Piłka krążyła jak po sznurku, nikt nie bał się wychodzić do gry i podejmować ryzyko. A ryzyko się opłaciło. Cieszyliśmy się z prowadzenia do 20 minuty, wówczas bardzo składna akcja naszych rywali zakończyła się bramką Valjente. Przez pierwszą połowę Polacy nie potrafili złapać rytmu, a ów rytm grze Słowaków nadawał Stanisław Lobotko, piłkarz łudząco stylem gry przypominający Marco Verrattiego z Paris SG. Lobotko spisał się na przestrzeni całego meczu wprost kapitalnie. Już teraz można się zastanawiać do jakiego wielkiego klubu trafi, bo że trafi to wydaje się pewne.
Po przerwie nasi stworzyli sobie więcej okazji, Frankowski miał sytuację sam na sam, Linetty miał piłkę meczową przy stanie 1-1, ale spudłował, a kilka chwil później to Słowacja już prowadziła 2-1 po zabójczej kontrze i fatalnym błędzie Bednarka… Jak się okazało Polacy potrafią coś stworzyć, gdy sytuacja ich do tego zmusiła. Dawidowicz z główki był bliski, ale fenomenalnie obronił bramkarz Słowacji. Do końca wynik nie uległ zmianie. Nie tak miało być, chciałoby się rzec. Polska przegrała na inaugurację 1:2 ze Słowakami, dodajmy z lepszymi piłkarsko Słowakami.
W naszym zespole na lekkie wyróżnienie zasługuje jedynie Przemysław Frankowski, który szarpał i chciał. Większość zawodników zawiodła, niepewny Wrąbel w bramce, fatalny Kapustka, który niczym nie przypominał tego przebojowego Kapustki z dorosłego Euro 2016 z Francji. Niewidoczny Stępiński, oj można wymieniać nasze mankamenty. Należy się zastanowić nad składem i taktyką na mecz ze Szwecją. Naszym zdaniem roszady są konieczne. Do gry palą się Kownacki, Bielik, Niezgoda, może warto na nich postawić?
Foto: talksport.com
Anglia – Szwecja 0:0
Spotkanie rozgrywane w Lublinie interesowało nas najbardziej dziś, ale wcześniej w Kielcach odbyło się spotkanie naszych grupowych rywali. Anglicy zremisowali ze Szwecją 0:0. Mecz rozczarował poziomem w pierwszej połowie, na boisku przewagę w operowaniu piłką mieli Anglicy, ale z tej przewagi niewiele wynikało. Gra była okej, ale kiedy zawodnicy tej reprezentacji z piłką podchodzili pod pole karne to jakby włączał się chaos i o skutecznej grze można było zapomnieć. O ile przed przerwą nie wiele się działo, o tyle druga odsłona wynagrodziła licznie zgromadzonej publiczności na kieleckim stadionie marne widowisko. Gole może nie padły, ale z obu stron było więcej sytuacji bramkowych. Były strzały w poprzeczkę, aż w końcu Szwedzi nieoczekiwanie przejęli inicjatywę i stworzyli większe zagrożenie pod bramką Pickforda. Anglia zaskoczona, nie potrafili zagrać dokładnych piłek do środkowego napastnika Abrahama. Niewidoczny był Nathan Redmond, który miał być liderem, miał napędzać ataki, a tymczasem przeszedł obok meczu niejako. Anglia zawiodła, bohaterem młodych Anglików został Pickford, ten bramkarz niedawno sprzedany przez Sunderland za 30 milionów do Evertonu obronił rzut karny w końcówce spotkania i uratował punkt Anglii. Punkt cenny, który wciąż pozostawia sprawę otwartą w kontekście awansu dla obu zespołów.
Szwedzi może nie dysponują wielkimi nazwiskami, ale stworzyli kolektyw. A to w tym tkwi siła tego zespołu. Także przed dwoma laty na kolektywie oparli swoje granie i skończyło się to na złotym medalu podczas ME u-21 w Czechach. Najlepszym zawodnikiem w zespole Szwedzkim został w dniu dzisiejszym Paweł Cibicki, zawodnik z polskimi korzeniami, który grał nawet w młodzieżowej reprezentacji Polski. W jego grze widać było potencjał. Był bliski strzelenia gola, raz w dogodnej sytuacji przestrzelił, a w drugiej z sytuacji trafił w poprzeczkę.
Przed zespołami teraz dwa dni wolnego. W drugiej kolejce Polacy zagrają ze Szwecją, a Słowacja z Anglią. Szykuje się kolejne wielkie granie!