Messi rozjechał Manchester City
Miał być mecz niezapomniany, miało być starcie gigantów. Powrót Pepa Guardioli na Camp Nou, który zaszczepia tzw. „styl a’la Barcelona” w zespole z Premier League. Miało tak być, niestety jak to nieraz bywa plany wzięły w łeb. Więcej było mówienia, a mniej efektów. Mecz w zasadzie stał się popisem jednego aktora. Tak, to znowu ten Argentyńczyk z dychą na plecach – Leo Messi pokazał, że miano najlepszego piłkarza świata wcale nie przez przypadek należy do niego.
FC Barcelona – Manchester City 4:0
Wynik nie pozostawia złudzeń, deklasacja na boisku, przepaść w sytuacjach bramkowych. Barcelona wygrała w pełni zasłużenie. Ale od początku. Zaczęło się od fatalnego poślizgu Fernandinho. Brazylijczyk stracił przyczepność w polu karnym i Messi po prostu wjechał z piłką niemal do bramki przez nikogo nieatakowany. Do przerwy skromne 1-0. Wydawało się jeszcze wtedy, że wszystko zdarzyć się może. Luis Enrique, szkoleniowiec FCB miał problem z formacją defensywy. Jordi Alba i Gerard Pique z powodu kontuzji musieli opuścić murawę. W ich miejsce na boisku zameldowali się Lucas Digne i Jeremy Mathieu. Wydawało się, że to będzie jakiś dobry omen dla Manchesteru City. Jednak życie brutalnie zweryfikowało ich plany i nadzieję.
Foto: belfasttelegraph.co.uk
Sprowadzony do Manchesteru City Claudio Bravo miał być gwarancją dobrej gry nogami. Coś czego Guardiola wymaga od swoich bramkarzy. Z tego powodu pozbył się Joe Harta i odesłał go na wypożyczenie do Torino. Oglądający ten mecz Anglik z posiadłości w Turynie mógł się szeroko uśmiechnąć. Tak mocno chwalony za grę nogami Bravo po raz kolejny zawiódł, zaliczył już falstart w debiucie w derbach Manchesteru. Dziś po raz kolejny dał „popis”. Jego błąd i interwencja poza polem karnym oznaczała czerwoną kartkę i grę w osłabieniu od 53 minuty. To tylko było wodą na młyn. Nie minęło dziesięć minut, a Messi strzelił na 2-0. Kolejne kilka minut i fatalna postawa Stones’a w obronie to gol na 3-0. Minuty upływały, a grający w osłabieniu Manchester City nie miał pomysłu na grę. Hattrick Argentyńczyka, który w sobotnim meczu z Deportivo La Coruna wrócił po kontuzji. Śladu po urazie już nie widać. Dzisiaj był najlepszy na murawie. Nie da się jednak ukryć, że defensywa rywala wcale mocno nie przeszkadzała. W 73 minucie stan piłkarzy po obu stronach się wyrównał. Jeremy Mathieu w odstępie kilku minut obejrzał dwie żółte kartki, w konsekwencji czego była czerwona kartka i musiał zejść z boiska.
Foto: performgroup.com
Leo Messi mógł strzelić nawet gola numer cztery, zachował się jednak altruistycznie i oddał wykonywanie rzutu karnego Brazylijczykowi Neymarowi. As reprezentacji Brazylii podszedł do jedenastki, ale jego strzał obronił Willy Caballero. W ostatnim czasie rzuty karne to trudny element piłkarskiego rzemiosła. Można to stwierdzić po obserwacjach meczów z ostatniego weekendu chociażby. Jak widać zła passa piłkarzy uderzających z „wapna” wciąż trwa. Neymar dołączył do m.in. Aguero i De Bruyne, którzy w sobotnim meczu Premier League nie zdołali wykorzystać rzutów karnych przeciwko Evertonowi. Co się jednak odwlecze to nie uciecze. NEymar się nie załamał i chwilę później po indywidualnej akcji zdołał pokonać Cabbalero czym ustalił wynik meczu na 4:0.
W drugim meczu grupy C Celtic przegrał u siebie 0:2 z Borussią Moenchengladbach. W czwartej kolejce czekają nas rewanże. Manchester City tym razem u siebie zagra z Barceloną a Gladbach na własnym obiekcie podejmie Celtic.